Liza pisze:Tak to prawda, to jest wielki dylemat-kariera, czy macierzyństwo. Trzeba nie lada odwagi[...]
Nie lada odwagi potrzeba, by wydać na świat człowieka, na świat pełny cierpienia i bólu.
Macierzyństwo kojarzy się z czymś wzniosłym, pozytywnym i dobrym, a tymczasem życie człowieka składa się w większości z obaw i niepokoju.
Pozwolę sobie na mały offtop, choć nie do końca odbiegający od tematu.
Bardzo podoba mi się tytuł filmu ,,
Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową".
ps. Michał Wiśniewski mocno przerobił tekst w wierszu Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, przez co zmienił jego sens, który w rzeczywistości wygląda z goła inaczej.
Jako, że jestem miłośnikiem jej poezji, pozwolę sobie przytoczyć tenże wiersz, bez upiększania i korekty, który traktuję jako swoje motto w odbiorze sensu życia.
Posłuchajcie nas i was, nieurodzonych
Dotąd cichych, dotąd bez obrony –
Chcemy bowiem przemówić nareszcie!
Nasze prawo – być dzieckiem miłości,
Powitanym jak najmilszy z gości.
Bez zapału ku nam się nie spieszcie!
Nasze prawo – to biała kołyska,
Pierś łabędzie poznana w uściskach,
Pod firanem zniesionym batystem.
Nasze prawo – krew pełna ekstazy
Pięknych dziewcząt i mężczyzn bez skazy,
I kość cienka, i źrenice czyste!
Nasze prawo – to godność człowieka!
Niech nam czoło potem nie ocieka,
Niech was w kabłąk nie zgina robota.
Nasze prawo – to radość istnienia,
A nie martwa cierpliwość kamienia,
A nie wieczna za śmiercią tęsknota!
– Ktoś nas budzi niespokojną nocą-
Z chmur wyciąga, wolno wiedzieć po co?-
Macie dla nas coś nad sen lepszego?
Nasze prawo – pozostać w przestrzeni
W odległości od świateł i cieni.
Mamy cierpieć? dla kogo? dla czego?
Nie wciągajcie nas, smutni, za sobą
W wasze życie osnute żałobą,
W przeraźliwą kronikę dzienników.
My nie chcemy ponurych suteren,
Przekleństwa ojca, wzniesionej siekiery.
Kołysanki z rzężenia i krzyku!
My nie chcemy pragnienia i głodu,
Chcemy pięknych, kwitnących ogrodów,
W pełnym słońcu chcemy przeżyć młodość.
Niech nas matki z bezmyślnego tłumu,
W imię Ducha Świętego rozumu,
Na stracenie bezmyślnie nie wiodą!
Więc nie straszcie nas życia rarogiem,
Bykiem strachu, godzącym nas rogiem,
Kwaśną nędzą o krótkim oddechu.
Cień latarni, posąg na przecznicy
Prostytutki ubiór bladolicy
Niech nas w ciężkim nie urodzi grzechu!
Najpierw dary zgromadźcie bogate,
Piękność, zdrowie, rozum i dostatek,
Potem słońcem ogrzejcie sypialnię.
Potem progi zamiećcie na czysto,
Zanim bytu wielką rzeczywistość
Zaprosicie – już nieodwołalnie.
Kiedy życie poczujemy bliskim,
Drżąc, czekamy, więzieni łożyskiem,
Czy nam piekło, czy niebo się ziści?
Monstrualne pochyliwszy czoło,
Wzdęte myślą ciężką, niewesołą,
Jak ślimaki zwijamy się cisi.
Patrząc na bok oczami bez powiek,
Przeczuwamy, co świat nam opowie,
Gdy z czułego wyjdziemy ukrycia?
Chcemy prawa dla nieurodzonych!
Od suteren po zamki i trony
Niech nas broni przeciw grozie życie!
Chcemy prawa, chcemy adwokatów!
I postrachu dla tych dwojga katów,
Którzy w koło chcą nas zapleść krwawe.
Toż i tym, co się srebrzą od trądu,
Wolno rodzić nas, rodzić bez sądu,
Na pociechę, na straszną zabawę!