Typer pisze:Nie wnikam ile Twój facet pracuje w ciągu dnia ale odbieram to jako marnotrawienie pieniędzy gdy sam wchodzi na kamerki i ogląda inne dziewczyny.
Co to ma do rzeczy ile godzin pracuje? Każdy w życiu ma jakiegoś bzika, jeden pali, drugi pije, trzeci ćpa, jeszcze inny dłubie w samochodzie albo przepierdziela pieniądze na totolotka. Mój sobie czasem spędzi trochę czasu na SU, pożartuje, nacieszy oko widokiem ładnych, młodych dziewczyn. To, że wyda 20zł na żetony to marnotrawienie pieniędzy? Moim zdaniem znacznie mniejsza strata niż gdyby wydal je na czteropak piwa. I brzuch mu od tego nie rośnie.
Typer pisze: Moja staroświeckość odzwierciedla się również tym, że to facet powinien opiekować się kobietą. Jeśli mu na prawdę na niej zależy to powinien swoją uwagę kierować w jej kierunku. Źle się czuję, gdy kobieta kupuje coś za mnie/płaci za coś. Co prawda kawy nie pijam ale gdyby wziąć za przykład sytuację gdy idę z jakąś dziewczyną do kawiarni i to ona płaci rachunek to czułbym się zażenowany, zdeptany i poniżony.
Serio? Takie podejście miało jakiś sens w czasach, kiedy kobiety nie pracowały, zajmowały się domem i były całkowicie zależne finansowo od męża. Były to też czasy kiedy nie miały nic do powiedzenia, nie mogły nawet brać udziału w wyborach, a najważniejszą życiową decyzją jaką podejmowały był kolor ścian i materiał na zasłony. Te czasy minęły, mamy teraz równouprawnienie (co ma swoje dobre i złe strony). Kobiety noszą spodnie, zakładają firmy, zostają politykami (przynajmniej w w naszej części świata, którą nazywamy cywilizowaną). Nie mam już 5 lat i żaden facet nie musi się mną aż tak opiekować. Potrafię na siebie zarobić, sama wychodzę z domu i wiesz co... buty też potrafię sobie sama zasznurować.
Typer pisze:Wydaje mi się, że nie jestem sexistą ale uważam też, że kobieta powinna zarabiać mniej niż facet. Nie dlatego aby czuć jakiś rodzaj dominacji czy wyższości jednak poczucie, że dostaje się "kieszonkowe" to taki obraz nieudacznika, który nie potrafi zadbać o kobietę.
Nie daję mu "kieszonkowego". Mamy wspólny budżet domowy, na który składamy się po równo i "swoje" pieniążki, w które jedno drugiemu się nie wtrąca. Nie przychodzi do mnie jak Ferdek Kiepski żebrać o dychę na browara. Ja nie błagam na kolanach o kasę na waciki. Moim zdaniem jest to normalny, zdrowy układ.
Typer pisze:Patrzenie jak własna kobieta rozbiera się przed innym to raczej nie jest miłość, to układ gdzie facet jest zdradzany lub robi za alfonsa.
Oczywiście masz prawo do swojego zdania. Ja natomiast uważam (co zresztą pisałam tu już chyba sto razy), ze każda para sobie ustala granice i definicję zdrady. To, że ktoś czasem zobaczy moje cycki nie jest dla nas zdradą. Ładne mam, szkoda skrywać je przed światem. Przynajmniej póki nie oklapły
Typer pisze:Chyba ciężko w takiej sytuacji o szczere "on/ona jest tym/tą jedyną"? Ja tego nie kupuje lub mam spaczone myślenie.
Ważne, że my wiemy jak jest. To co myślą inni jest nieistotne. Jest dla mnie tym jedynym, mam zamiar się z nim zestarzeć i do końca życia pierdzieć pod jedną kołdrą.